Bach w ruinach
Kiedy okres pasyjny w pełni, nie mogło zabraknąć koncertu z Pasją wg św. Jana Johanna Sebastiana Bacha. W ramach festiwalu All'improvviso, który w tym roku obchodzi swoje 15 urodziny, utwór został wykonany przez Ensemble Polyharmonique i Arte dei Suonatori pod kierownictwem Marcina Świątkiewicza w Gliwicach. Niezwykle klimatyczne wnętrze zrujnowanego Teatru Victoria w poprzednich edycjach wydarzenia gościło m.in. {oh!} Orkiestrę historyczną z Martyną Pastuszką w koncertowej wersji Cajo Fabricio Johanna Adolfa Hassego. Ale tym razem, mając w pamięci obrazy zbombardowanych miast w Ukrainie, miejsce oddziaływało inaczej.
Historia Teatru Victoria sięga schyłku XIX wieku. Dobrze prosperujący gliwicki mistrz stolarski, Julius Leppich, wykupił budynek na rogu współczesnych ulicy Zwycięstwa i Alei Przyjaźni. W typowo miejskim stylu mieściły się tam na parterze sklepy, zaś na piętrach – mieszkania oraz kawiarnia Viktoria, później także Grand-Kino i pomieszczenia szkoły muzycznej. Zaraz obok działał hotel, który wraz z całym kompleksem był określany jako Cristal-Palast, a później Hotel und Cafe Victoria. Przy nim Leppich postanowił dobudować teatr.
Wzniesiony budynek był imponujący – dwukondygnacyjna sala, półkoliste loże zdolne pomieścić 1100 osób, a w podziemiach łaźnia i basen. Jako że do przedsięwzięcia dołożył się tyski browar i miasto Gliwice, Viktoria-Theater stał się wkrótce Teatrem Miejskim. Swoje podwoje otworzył dla publiczności w 1899 roku. Później był wielokrotnie przebudowywany, najbardziej gruntownie w 1924 roku, gdy zyskał bardziej reprezentacyjny charakter.
Repertuar obejmował sztuki klasyczne, Szekspira, grano tam również liczne koncerty i spektakle operowe, nawet w języku polskim (w 1921 wykonano Krakowiaków i Górali). Teatr niedługo nacieszył się swoją pozycją na kulturowej mapie Polski. Kryzys nastąpił jeszcze przed wielką przebudową, kiedy w czasie I wojny światowej stał się szpitalem polowym, a pogłębił się tylko z dojściem Nazistów do władzy. Przeznaczony do celów propagandowych, zyskiwał coraz bogatsze wnętrze, pełne niepotrzebnego w tamtych czasach zbytku. W 1944 roku wraz z wygaszeniem działań kultury w przededniu końca wojny, przechodzące wojska radzieckie dokonały spalenia i kompletnej rujnacji wnętrza. Pożar strawił salę widowiskową, scenę i okazałe foyer.
Po wojnie budynek przechodził z rąk do rąk i właściwie nikt nie był zainteresowany jego odbudową. Niezniszczone łaźnie wykorzystywano jako basen, ale już od lat 60. wszystko stało odłogiem, czasowo wykorzystywane jedynie do przechowywania materiałów budowlanych. Sprawa teatru wróciła w 1994 roku wraz z Fundacją Odbudowy Teatru Miejskiego. Spiritus movens przedsięwzięcia była Ewa Strzelczyk, ówczesna dyrektorka Miejskiego Ośrodka Kultury, która zbierała sponsorów i zaprosiła pierwszych artystów do opustoszałego wnętrza. Jej tragiczna śmierć w kolejce linowej w Dolomitach w 1998 roku zatrzymała projekt wskrzeszenia jego dawnej świetności. Nie uniemożliwiła jednak występów, co więcej – swoim niezwykłym, nieco przerażającym wnętrzem ruiny teatru Victoria przyciągają ich wiele.

Współczesny wygląd wnętrza / commons.wikimedia.org
Zniszczone wnętrze, wiszące z sufitu metalowe pręty mogły budzić skojarzenia z migawkami z Ukrainy. Jednak dzięki staraniom niemieckiego zespołu Ensamble Polyharmonique sytuację wojenną na godzinę zostawiliśmy za ciężkimi drzwiami, a ruiny podkreślały dramatyzm Pasji. Namacalne poczucie materialnej przemijalności kontrastowało z jasnym światłem płynącym z niewielkiego okienka w górnej części sceny. Światło kontra ciemność, zniszczenie wobec nieskończoności, panujący chłód w opozycji do gorących uczuć wywoływanych przez muzykę. Idealne wydobycie specyfiki Pasji Janowej.
Kompozycja powstała w 1724 roku, stanowiąc podsumowanie pierwszych lat kantoratu Bacha w Lipsku. Nie sposób mówić o niej bez kontekstu religijnych kantat, dzięki którym kompozytor przyzwyczaił wiernych do nowego stylu muzycznego. Powszechnie wiadomym faktem jest arcyambitne postanowienie Bacha o cotygodniowym komponowaniu nowej muzyki na każde święto roku kościelnego. Plan udał się częściowo - głównie przez nadmiar obowiązków - jednak powstałe kantaty wykazują dużą koherencję zarówno materiałową, jak i tematyczną. W kontekście Pasji najistotniejsza jest jednak ich operowość, która przejawia się nie tylko w podobieństwach strukturalnych (użycie arii, recytatywów), ale również w swobodnie traktowanym tekście źródłowym. Dla przykładu w kantatach na Boże Narodzenie (BWV 40 i 64) kwestia narodzenia Jezusa jest drugorzędna, istotniejszym wątkiem jest natomiast zstąpienie Boga, aby zbawić ludzkość. Nie bez kozery John Eliot Gardiner określa kantaty mianem księżyców okalających wielką planetę Pasji.
Dwuczęściowa kompozycja złożona jest z 40 mniejszych cząstek – chórów, recytatywów, arii oraz chorałów. Kiedy dwa pierwsze elementy przedstawiają biblijną wersję Pasji, tak dwa kolejne ukazują autorską wizję teologiczną Bacha. Dzięki nim budowana jest dramaturgia utworu, bazująca na wyrazistych kontrastach. Wartko płynące recytatywy, dramatyczne chóry zestawiane są z kontemplacyjnymi ariami i chorałami. Szczególnie warte uwagi są proste opracowania śpiewów kościelnych, które zapraszają do wspólnego wykonania – pomimo tego, że ani za czasów Bacha, ani we współczesnych interpretacjach Pasji się tego nie robi.
Gliwickie wykonanie podkreślało tę operową dramaturgię. Marcin Świątkiewicz panował twardą ręką nad ośmioosobowym zespołem wokalnym Ensemble Polyharmonique oraz orkiestrą Arte dei Suonatori, dbając o najmniejszy szczegół wykonania. Bardzo szybkie tempa pozostawały bardzo selektywne (zwłaszcza we wstępnym chórze Herr, unser Herrscher), a kolejne numery przepływały bez jakichkolwiek przerw. Wejścia turby miały w sobie posmak prawdziwie wzburzonego tłumu, jak w Weg, weg mit dem brzmiącym jak zgraja wściekłych psów. Nawet jeżeli nie każdy głos orkiestry przebił się przez niezbyt korzystną akustykę, to nie odczuliśmy żadnej dysproporcji w siłach zespołu.
Bardzo korzystną decyzją było również rozdysponowanie solowych arii wśród niemieckiego zespołu. Każdy z jego członków miał okazję zaprezentować swój kunszt wokalny, a także pokazać spójną interpretację wewnątrz chórów. Szczególne słowa uznania należą się Johannesowi Gaubitzowi wykonującemu partię Ewangelisty. Potężnym połaciom tekstu daleko było do suchego recytatywu, streszczającemu przebieg akcji. Operowa emfaza szła w parze z dobrze zrozumianym tekstem, co podkreślało dramatyzm utworu. Bardzo pozytywne wrażenie wywarła na nas również Joowon Chung, sopranistka o jasnej, czystej barwie głosu. Z urzekającą delikatnością i subtelnie prowadzoną dramaturgią zaśpiewała ostatnią arię Pasji - Zerfließe, mein Herze, in Fluten der Zähren. Nieco gorzej wypadł kontratenor Alexander Schneider, o głosie mało dźwięcznym i płaskim.
Obaj otwarcie przyznajemy, że było to wykonanie niezwykłe. Pod względem artystycznym przerosło nasze oczekiwania – wstrząsająca aria Mein teurer Heiland, laß dich fragen w interpretacji Felixa Rumpfa wciąż brzmi nam w uszach. Przeniosło nas w inny wymiar, gdzie czas nabiera zupełnie innego znaczenia. Głęboko artystyczne Sacrum.