Forma, ruch, kolor
Po paru perturbacjach kończy się kolejny Festiwal Prawykonań. Finałowy koncert, do którego został zaproszony zespół Klangforum Wien, był jednym z najprzyjemniejszych i najlepszych wykonawczo wieczorów, w których dane mi było uczestniczyć w katowickim NOSPR. Duże doświadczenie Wiedeńczyków w odczytywaniu partytur współczesnych przekłada się na niezwykle detaliczne i złożone interpretacje muzyki najnowszej. Uniwersalność zespołu była zauważalna w bardzo różnych utworach piątkowego wieczoru.
Cezary Duchnowski w PhonoPhantomatics na zespół instrumentalny i elektronikę w układzie oktofonicznym za główne założenie kompozytorskie przyjął sobie dialogowanie pomiędzy żywym zespołem a nagranymi fantomami muzyków. Natomiast przez bardzo wyrównaną warstwę akustyczną Sali Koncertowej NOSPR, element przestrzenny stracił na znaczeniu. Rozstawienie instrumentalistów w zakończeniu utworu w różnych częściach estrady, nie przyniosło zamierzonego efektu, a owy dialog był raczej umownym efektem akustycznym. Moją uwagę zwrócił natomiast inny element tego utworu – bardzo klarowna, dramatyczna budowa formalna, której głównym celem było poszukiwanie eufonii, czystości muzyki preawangardowej. Dwie kulminacje podkreślają tę potrzebę harmonicznego oparcia odwołującej do późnoromantycznej ekspresji. W szczególności ta druga, wykorzystująca wyraźne centrum harmoniczne podane przez puzony oraz serię powtarzalnych motywów w fortepianie i skrzypcach, oddala słuchacza od w tym kontekście pustego awangardowego efektu. Jedyne czego brakuje to bezpośredniego odniesienia się do twórczości Stanisława Lema, która miała zainspirować kompozytora do napisania PhonoPhantomatics. Nawiązanie do jednego z rozdziałów Summy technologiae, nie wpływa w znaczący sposób na konstrukcję efekty użyte w kompozycji.
Następne dwie kompozycje – Agaty Zubel oraz Aureliano Cattaneo – chciałbym wziąć jako jedną całość. Zarówno 3x3, jak i Deserti przyświecał ten sam cel, czyli zgłębianie kolorytu instrumentalnego. Utwór Zubel wzbogacony został jeszcze o mobilne przemieszczanie się muzyków w trakcie trwania utworu. Dzięki temu kompozytorka mogła zestawić ze sobą tria o różnym składzie, jednocześnie bawiąc się i mieszając ze sobą wcześniej występujące motywy. Korzystnym pomysłem było użycie pojedynczych lampek ustawionych przy każdym z solistów, które zapalały się, gdy ten tylko wydał dźwięk. Co prawda przez zbytnie nagromadzenie dźwięków można było momentami dostać prawdziwego oczopląsu, jednak dzięki takiemu rozstawieniu świateł, z łatwością dostrzegało się korespondencję pomiędzy poszczególnymi grupami. Deserti Aureliano Cattaneo to natomiast czysty katalog efektów. Mały ansamble z urozmaiconą perkusją wykorzystany jest do granic swoich możliwości. Forma złożona z kontrastujących ze sobą części zmusza wykonawców do szybkich zmian dynamiczno-fakturalnych. Szczególnie warte wyróżnienia są wolniejsze fragmenty, w których ukazał się cały kunszt instrumentacyjny włoskiego kompozytora. Stopniowo odkrywane alikwoty, szmerowość, swobodne miksturowanie najróżniejszych barw, to wszystko złożyło się na tę niezwykle pyszną instrumentacyjną ucztę. Tytułowe Pustynie wypełnione zostały bogatym kolorytem, w którym odzywały się miejscami elementy klasyczne. Jednym z najpiękniejszych momentów w kompozycji to wydobycie z gęstej tkanki orkiestry oscylującego motywu opartego na lekko „zabrudzonej” tercji.
Z katowickiej siedziby NOSPR wyszedłem z refleksjami. Przede wszystkim jak wielką rolę odgrywa forma/narracja w muzyce współczesnej. Przy całej palecie barw odkrywanych w utworach Zubel i Cattaneo nie uważam tych kompozycji za szczególnie dobre. Po pewnym czasie efekty zaczynają nużyć, a wzrok nazbyt często zmierza w stronę zegarka. Dopiero przy konsekwentnie prowadzonej budowie – którą odnalazłem w PhonoPhantomatics – byłem w stanie odczuć zaciekawienie i potrzebę spojrzenia w partyturę. Natomiast druga myśl wysunęła się, kiedy porównałem polskie wykonania muzyki najnowszej (nie tylko w Katowicach) z zagranicznymi. Niestety wciąż brakuje nam bardzo dużo do osiągnięcia poziomu wiedeńskiego zespołu. Widać to w reakcjach muzyków, którzy nie przejmują się, że sala nie jest zapełniona nawet w połowie, a zwyczajnie cieszą się, mogąc podzielić się z innymi swoimi interpretacjami i wspólnie pomuzykować. Brak tej radości najbardziej kłuje mnie w boku, ale żeby to temu zaradzić potrzeba gruntownej zmiany nastawienia zarówno wykonawców, jak i publiczności.