Kiedy Rosja gra jazz
Gdy wspominana jest sylwetka Igora Strawińskiego jednym tchem wymienia się jego trzy okresy twórczości – rosyjski (1907-1919), neoklasyczny (1920-1954) oraz dodekafoniczny/serialny (1954-1968). Natomiast w tym poście chciałbym się skupić na bodajże najmniej rozpoznanej „odnodze” środkowego okresu twórczości, która obfituje w jazzowe nawiązania. Utworem, który uważam za wzorcowy dla tej estetyki jest Koncert hebanowy powstały stosunkowo późno, bo dopiero w grudniu 1945 roku. Oczywiście już w 1918 roku można było zauważyć podobne odniesienia m.in. w Historii żołnierza i Ragtimie na jedenaście instrumentów, jednak w tych kompozycjach jazz stanowi rodzaj ciekawostki urozmaicającej warstwę rytmiczną dzieł.
Dopiero po emigracji do Stanów Zjednoczonych w 1939 roku, Strawiński mógł w pełni poznać nowe dźwięki i harmonie jazzowe. Działający w tamtych czasach Duke Ellington oraz George Gershwin w znaczący sposób przyczynili się do rozpowszechnienia gatunku, w szczególności drugi z nich, który starał się połączyć tradycyjną formę z nowoczesną harmoniką (co zresztą obecne jest w jego operze Porgy and Bess). Skupiając się natomiast na mniejszych postaciach świata muzycznego, należy przywołać wybitnego klarnecistę Woody'ego Hermana oraz jego zespół The First Herd , dla którego został napisany Koncert hebanowy. Pomimo tego, że wiemy komu utwór został zadedykowany, tak kwestia kto dokładnie go zamówił pozostaje do dziś w kwestiach spekulacji i niedomówień. Niektórzy twierdzą, że to sam Strawiński zwrócił się do instrumentalisty z propozycją napisania kompozycji, inni że Herman ze swoim zespołem chcieli spróbować wykonać bardziej zaawansowaną partyturę, a jeszcze inni mówią, że kompozytor otrzymał zamówienie od swojego wydawcy, a solistę wybrali później, po przesłuchaniu kilkudziesięciu nagrań jazzowych. Tak czy owak, zespół wykonawczy został ustalony - The First Herd w składzie: klarnet solowy, kwartet saksofonowy, klarnet, waltornie, grupa trąbek i puzonów, fortepian, harfa, gitara, kontrabas, a także tom-tomy i talerze.
Prawykonanie Koncertu hebanowego odbyło się w marcu 1946 roku w Carnegie Hall pod batutą Waltera Hendla. Nie został jednak wykonany w całości, muzycy zespołu Hermana nie spodziewali się, aż tak dużego stopnia trudności partytury. Podobno po pierwszej próbie, w której uczestniczył Strawiński, muzykom poszło tak źle, że prawie zapłakani podchodzili do niego, aby przeprosić go za swoją grę. Natomiast kompozytor miał z szerokim uśmiechem na ustach skwitować do Hermana ”Jaką przyjemną masz tutaj rodzinkę!”. Pomimo początkowych trudności, utwór w końcu został wykonany w całości i nagrany w sierpniu 1946 roku, dyrygował Strawiński. Zremasterowana wersja krążka jest wciąż dostępna, a gdy samego Koncertu będzie Państwu za mało (to w końcu tylko 9 minut), to na płycie znajduje się również Symfonia w 3 częściach. Przyjrzyjmy się jednak samemu koncertowi.
Ta trzyczęściowa kompozycja (Allegro moderato, Andante i Moderato) zbliżona jest formalnie do barokowego Concerto grosso. Oznacza to, że akcent postawiony jest nie na rywalizację solisty z orkiestrą, a na wyróżnieniu w utworze poszczególnych grup instrumentalnych, które „przekrzykują się” jedna przez drugą. Usłyszeć można to już na samym początku Koncertu, gdzie otwierające 4 takty grupy trąbek, po chwili przejmują saksofony delikatnie zmieniając kontur harmoniczny. Co do solowej partii klarnetu, to brzmi co prawda w I części, natomiast nie wyróżnia się nadto z faktury orkiestry. Dopiero w III części wirtuozowski klarnecista wyprowadzony zostanie na pierwszy plan, chociaż podobnie jak w poprzednich częściach będzie to jedynie krótki odcinek.
Ponadto, każda z części posiada charakterystyczne „klasyczne” rozwiązania np. elementy formy sonatowej w I części, wolna, nokturnowa druga część oraz temat z wariacjami w finale. To tradycyjne podejście do kwestii strukturalnych jest jedną z największych zasług Strawińskiego w kontekście włączania nowych gatunków muzycznych do tzw. muzyki artystycznej, tworząc w efekcie hybrydę stylów. Oprócz tego połączenia, zauważalne są również pewne „chwyty” kompozytorskie obecne we wcześniejszych utworach kompozytora. Jest to przede wszystkim szerokie zastosowane „kościstych” i „sztywnych” segmentów, które są ze sobą zestawiane na zasadzie wielobarwnej mozaiki. Szczególnie jest to widoczne w I części, kiedy nagromadzenie pomysłów może przytłaczać, szczególnie że każdy ma swoją wagę formalną, stanowi to np. ustalenie nowego centrum harmonicznego (wyrazisty trójdźwięk Fis-dur w partii trąbek) czy wprowadzenie drugiego quasi-tematu w relacji Tonika - Subdominanta (B-dur - Es-dur).
Sprawę dodatkowo utrudnia fakt, że Strawiński nigdy nie był melodystą, a skupiony był raczej na harmonii, rytmie oraz notorycznie powtarzanych akordach (najsłynniejszym pozostaje akord wiosennych wróżb ze Święta wiosny). Wyraźniejsza linia melodyczna pojawia się dopiero w drugiej części, gdzie posępna bluesowa melodia wyłania się w saksofonach. Jednak później ten wyraźny kontur zostaje zastąpiony wariacyjnym jej opracowaniem. Melodyka zaczyna wynikać bezpośrednio z połączeń harmonicznych, zresztą właśnie ten aspekt jest w II części najciekawszy. Kompozytor zaznacza bowiem bluesowość poprzez obniżanie i podwyższanie III i VII stopnia (tzw. blue notes) gamy F-dur, przez co słuchacz czasem konfrontowany jest z tonacją molową, a czasem durową.
Ostatnia część to temat z wariacjami, choć sposób ich przeprowadzenia jest nietypowy dla Strawińskiego. Rzadko się zdarza, aby kompozytor w ramach wariacji ponownie zaprezentował melodię tematu, natomiast w Koncercie powraca on do pierwszego segmentu części, tworząc swojego rodzaju repryzę. Po niej następuje jednak kolejny odcinek kompozycji utrzymany w tempie Vivo, w którym w pełni zaprezentowane są umiejętności solisty. Duże skoki interwałowe, wiele powtarzanych dźwięków, a także długie frazy o szerokim ambitusie (nawet 3 oktawy) sprawiają, że klarnecista musi być najwyższej próby, by sprostać wymaganiom kompozytora. Całość kończy koda, która utrzymana jest w fakturze nota contra notam. Na trzymanym akordzie w trąbkach i harfie dźwięki saksofonów i puzonów snują się tak długo aż dotrą w końcu do ostatniego akordu stojącego na pograniczu D-dur i d-moll. Słuchacz tkwi w tym jednym współbrzmieniu na przestrzeni siedmiu taktów, tak że można wysłyszeć wszelkie dysonanse.
Tak prezentowałby się szybki przegląd przez wszystkie części Koncertu hebanowego. Jazzowe nawiązania zauważalne są szczególnie w drugiej części. Nie zaprzeczalnym jest jednak fakt, że utwór ten posiada nie tylko niezwykłą wartość historyczną, ale również estetyczną. Co prawda tytuł kompozycji odnoszący się do czarnej społeczności, w której jazz był szczególnie kultywowany, może dzisiaj przyjąć wydźwięk lekko rasistowski (szczególnie, że większość zespołu Hermana tworzyli muzycy biali). Jednak warto przymknąć na to oko i wejść w radosny, trochę duszny świat Koncertu hebanowego.