top of page

Tydzień płytowy - odc. 4

Kiedy opadł już kurz z płyt z dziełami romantycznymi i dwudziestowiecznymi, warto zrobić krok wstecz. Muzyka dawna przecież jest ciągle żywa, co jedynie potwierdza album Passion Véronique Gens z wydawnictwa Alpha Records. Na krążku znajduje się bowiem przegląd francuskiej opery barokowej ze szczególnym uwzględnieniem postaci dominującej w tym ośrodku, czyli Jeana-Baptiste Lully’ego. Wśród dwudziestu jeden ścieżek, tylko pięć zajmują utwory innych kompozytorów: Pascala Collasse'a, Henriego Desmaretsa oraz Marca-Antoine'a Charpentiera.


Album jest jednolity, skupiony przede wszystkim na operze. Jednak nie można zarzucić mu monotonii, a to dzięki wielu muzycznym smakołykom, które nie zawsze pojawiają się w salach koncertowych. Takie są arie Lully’ego z Amadiysa, Prozerpiny, Atysa, Alcesty, a nawet Mieszczanina szlachcicem oraz jeden utwór przeznaczony dla baletu (w końcu to Francja!) - Ballet de la naissance de Vénus. O pozostałej trójce kompozytorów warto powiedzieć parę słów, ponieważ i oni wprowadzają swoją cegiełkę do repertuaru arii francuskich, m.in. dzięki Achille et Polyxene i Thétis et Pélée (Collasse), a nawet wzbogacają fakturę o chór (La Diane de Fontainebleau Desmaretsa czy Médée Charpentiera).


Wśród tylu francuskich tytułów można dostać zawrotu głowy, jednak kiedy zabrzmią pierwsze dźwięki arii Toi qui dans ce tombeau, zapomina się o tym ile ścieżek jeszcze czeka do odkrycia. Z głośników sączy się nieśpiesznie jasny głos Véronique Gens, orkiestra Ensamble les Surprises pod batutą Louisa-Noëla Bestiona de Camboulas wtóruje jej soczystym, eleganckim dźwiękiem, i nagle nie wiadomo kiedy okazuje się, że już kończymy ponad godzinną płytę. Całość bowiem można odebrać jako wielką scenę operową (bez znaczenia, że dramaturgicznie nieukładającą się w żadną spójną historię), w której delikatne, eleganckie dźwięki podkreślają ilustracyjność i taneczność barokowych kompozycji. Dużą zasługą i jednocześnie przyjemnością jest inteligentne balansowanie głosem sopranu między całkowitym brakiem wibrata a zabarwionym emocjonalnie rozdygotaniem poszczególnych tonów. Szlachetna barwa wokalistki idealnie plasuje się w bardziej intymnej muzyce francuskiej. A po przesłuchaniu tej świeżynki, warto sięgnąć po inne ciekawe nagranie opery (już w całości) Lully’ego Armidy, w której Véronique Gens śpiewa tytułową partię.



10 wyświetleń0 komentarzy
bottom of page